Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lenie pokochały, a on... nie śmiał ani jednej ani drugiej odebrać nadziei... Różnica jednak wielka zachodziła między temi dwoma bałamuctwami, z których pierwsze zdawało się groźne dla przyszłości Władka, drugie dla biednej Hanny. — Iza miała instynkt niewieści, doświadczenie, była artystką w miłości jak we wszystkiem, trzymała młodego chłopca tysiącem sztuk niewinnych i komedyjek improwizowanych, gdy Hanna łzawemi tylko oczyma i ściśnieniem ręki trwożliwem kupić go sobie pragnęła.
Między sztuką i naturą... niestety!! człowiek jak ów Burydanowy osiołek stojąc... zawsze pierwszej przyzna zwycięztwo nad sobą.
Zaczynało się wszakże po kilku miesiącach nieco przykrzyć pięknej Izie że miłość nie wchodziła w żadne rachuby z rzeczywistością, prościej mówiąc, że Władek mówił o sercu a nie o kobiercu, że się przysięgał jako nieśmiertelnie kochać będzie a milczał czy się ożeni. Nie wypadało go zagadywać, a bądź co bądź, czas był wielki. Radzca von Stamm z każdym dniem stawał się sztywniej poważnym, a pani Lenora kwaśniejszą... Naglili na córkę aby poufale z nim będąc wymogła coś stanowczego. Iza wahała się, naostatek jednego wieczora... położywszy rączkę białą na ramieniu Władka, odezwała się: