Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chłopiec od razu mocnych postanowień, czynionych w drodze, zapomniał.
Tuż za Hanną wysunął się i król z fajką na długim cybuchu i bardzo poważnie podać raczył rękę Władysławowi. Tym razem był w szlafroku ale na nim błyszczał order Gwiazdo-krzyża, na nogach miał wyszywane pantofle, na głowie haftowaną czapeczkę wedle własnego pomysłu. Do koła na aksamicie wyobrażało szycie niby koronę, a ogromny kutas złoty ją zakończał.
Uprzejmie powitał Władka i ujął go pod rękę, Hanna jeszcze się wpatrywała mu chwilę w oczy i znikła.
— Wiesz, rzekł do niego cicho — wszystkie projekta moje za nic, to jest odłożone... Przekonałem się, że w kraju się na coś zanosi ważnego, moje światło... i doświadczenie przydatnem im być może. Zresztą kto wie... dynastyi będą potrzebowali, w takim razie Madagaskar bym przyłączył i zrobił kolonią polskiej rzeczypospolitej. Ale o tem potem... chodź do środka...
Na lewo z sieni był ogromny całą tę stronę domu zajmujący salon... do którego król gościa wprowadził. Mimo ubóstwa jakie się czuć dawało, nie był on bez oryginalności urządzony... W jednym