Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

serce i ożenić się z przywiązania. Ale szczęście trwało krótko, w losie tego człowieka było nieustannie ulegać katastrofom i przemianom.
Najdroższa Magdusia, którą kochał nad życie, przeżywszy z nim lat parę umarła zostawując mu po sobie córkę jedyną. W chwili zgonu biedna stygnącemi usty ucałowawszy dziecinę, złożyła ją na rękach ojcowskich, błagającym wzrokiem żądając, aby jej na obce nie zdawał. — Nie oddawaj jej nikomu, niech się przy tobie wychowa, ty tylko matkę możesz zastąpić... Szepcząc te słowa... zamknęła oczy; a Dziadek zrozumiał i wolę tę i obowiązek jaki nań spadał wziął do serca. — Zajął się wychowaniem dziecka z tą gorliwością która go nigdy nie opuszczała... Zdawał się dziedziczyć instynkt matki, jej troskliwość macierzyńską... i mógł się dziełem swem pochlubić, bo mu dziewczę wyrosło śliczne, roztropne, a poczciwe. Marynka była ideałem polskiej dziewicy... Ale tak ubrana starannie do uczty życia... obok kogo zająć miała miejsce..??.. pozostawało najcięższem... ostatniem zadaniem. Przyszła chwila wydania jej za mąż. Ojciec przewidział wcześnie niebezpieczeństwo, nie zawiózł córki nigdzie nie dowiedziawszy się wprzód kogo tam spotka, w wyborze towarzystwa był aż do