Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rego duch polski uleci wygnany miotłą cywilizacyi oczyszczającej kąty...
Któż wie? tak być musiało, więc tak dobrze... hę! chłopcze... obrócił się do Antka — cóż ty na to?
— Ja, panie Szambelanie — odpowiedział po namyśle młody chłopak — może za krótko żyłem i widziałem za mało, abym śmiał tę wielką kwestyą przeszłości i teraźniejszości rozstrzygać... ale mi się zdaje...
— Cóż ci się zdaje? rąb śmiało!
— Zdaje mi się że jednem z praw kardynalnych bytu wszechrzeczy stworzonych, jest ich zmienność i nietrwałość... ale jak z ziarna rodzi się druga roślina, tak z obyczaju, tradycyi, pamiątek, ducha, które ulatują — powinna rodzić się przyszłość. Nic nie ginie, wszystko się odradza.
— Tak jest, rzekł stary, nic nie ginie, ale zadanie jest w tem, czy my jako to ziarno rzucone w ziemię odrodzimy się nowym kłosem, czy nas połknie i strawi bydlę, w którego krew i soki przejdziemy bez śladu...
Idzie właśnie o to, aby Polska jak to ziarno, ciągnąc soki z ziemi wyrosła nową a młodą, z siebie, ze swej przeszłości...