Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy inni rówieśnicy jego po większej części z pochodem uroczystym wieku idą tylko do pewnej stacyi i znużeni na niej zostają, dając się młodszym wyprzedzać — a resztę dni powtarzają tę strofę pieśni na której niegdyś stanęli, Dziadunio szedł z postępem ciągle i nie wierzył jeszcze w to, żeby świat dla tego miał iść już za daleko, iż on z nim posunąć dalej się nie mógł. — Obdarzony tą błogosławioną ciekawością, która wiedzy pragnie, wytrwałością co się pracy nie wzdraga... żył jeszcze całą piersią czerpiąc żywot otaczający... W ciągu długich lat jego exystencyi zmieniał się świat, pojęcia, język, ludzie, nauka, społeczeństwo. Dziadek umiał trafnie wybrać drogę dobrą i zastosować się do wszystkich metamorfoz wieku.
Nie był nigdy uczonym ani chorował na rozum... był po prostu światłym człowiekiem, dobrym gospodarzem, a obywatelem wedle dawnych pojęć polskich... Bolało go wszystko co kraj obchodziło, cieszył się dobrem, czuł w obowiązku czynnego udziału do każdej sprawy publicznej...
Dziwne przechowanie sił a jędrność tego starca, bardziej jeszcze zdumiewającem było dla tych co znali jego dzieje — nie był to człowiek szczęśliwy... ciosy jedne po drugich próbowały go, harto-