Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szymbor zamyślony przez całą drogę, przybrał od progu zwykły ton do gości — wesoły...
— Przybyliśmy pani powinszować, zawołał, szczęśliwego przyjazdu p. Władysława... My co go także czule kochamy — śpieszym podzielić jej radość... a sami też korzystać z niego. Wczoraj ledwie się nam mignął.
— A mnie także! odezwała się Halina... poleciał do Rajwoli i nie mogłam się go z powrotem doczekać....
— Dziadunio wstrzymał? spytał Szymbor.
— Po troszę a trochę ciekawość, zawołał Władek... pierwszy raz spotkałem się tam z królem Beniowskim i jego wnuczką...
— A! otóż słowo zagadki! piękna owa wnuczka... zaśmiał się przybyły. Głośną jest sława panny Hanny...
— I nie przesadzoną! dodał rumieniąc się Władek, — nietylko jest piękna ale dziwny ma urok i coś tak szlachetnego...
Szymbor się śmiał zacierając ręce.
— A tak! tak! urok! szlachetność! wszystko... a nadewszystko... te latek 19 czy dwadzieścia...
Wśród tych preludyów rozmowy Antek Siekierka, piękny chłopak, szerokich ramion, barczysty, silnie