Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sień zbyt żywych — energiczniejszy ale zamknięty. Władek pędził do czynu pod pierwszem wrażeniem, Antek ważył długo, ale ująwszy pracę nie rzucił jej aż dokonał. Fantazya mniej nad nim miała przemocy — uczucie się kryło wstydliwe ale biło w nim silnie. Władzio wybuchał łatwo i zapominał prędko. Antek pod wrażeniem bladł milczący, ale co raz w jego duszę padło, leżało w niej jak kamień na dnie morza. Oba byli odważni, każdy inaczej, męztwo Władka sięgało zuchwalstwa... ślepe, niepomiarkowane, gwałtowne. Antka było rozważne, skupione w sobie ale niezłomne... Władek gniewny czerwieniał, Antek bladł jak marmur i tężał jak kamień.
Oba mieli zdolności wielkie a niejednakowe, panicz kochał sztukę, lubił historyą, zagłębiał się w tem co dlań miało ponętę ciekawości a granicami ściśle oznaczonemi naukowemi nie zrażało, lubił to co mu wodze fantazyi pozwalało rozpuścić bezkarnie. Antek skończywszy szkoły prosił o pozwolenie uczęszczania na nauki przyrodnicze i lekarskie — sposobił się na doktora... Dnie i noce trawił nad studyami których przedmiotem była rzeczywistość i materya... po za nię ciekawość jego nie sięgała... czując że tam się na twardszym