Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nikt go nie ostrzegał, nikt mu złego słowa o wuju powiedzieć nie śmiał.
Władek początkowo wychowywał się w domu, oddano go potem do szkół przydając mu starego nauczyciela do dozoru, a ubogiego chłopaka Antosia Siekierkę dla koleżeństwa. Myśl tę wychowywania razem panicza i sieroty ze wsi wziętego, powziął był Dziad... O pochodzeniu dziecka nikt dobrze nie wiedział, jemu samemu mówiono że był synem włościanina... na wsi wszakże o rodzicach jego było głucho... Antek Siekierka nie odstępował Władka aż do uniwersytetu, szli razem, uczyli się jednych przedmiotów, byli z sobą jak bracia rodzeni, a mimo to wielka różnica charakteru dzieliła dwóch rówieśników, przyjaciół, na pozór zgodnych z sobą chłopaków.
Są we krwi tajemnice... w spadku z pokoleń bierze człowiek coś z ich uczuć, pojęć, namiętności wyciśniętych na organizmie... wychowanie, wpływ, otoczenie lepią później z tego materyału postać nową... dla przyszłości. Starożytni wierzyli w to dziedzictwo rodów, zaprzeczono mu później prawa bytu... a nauka dzisiejsza wraca do przeczutej prawdy. Sama zwierzęca natura człowieka sprawia że krew i rasa obojętną być nie może — ale to płonka