Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chodził — rozumiesz? — Rozumiem.
— Lećże na jednej nodze.
— Dobrze Pani.
— Dostaniesz séra na podwieczorek.
— O! dobrze, Pani, dobrze — już idę. Jakoż pobiegł chłopiec żwawo i świszcząc poleciał prosto przed siebie. Tym czasem Jejmość i Panna Benigna z równą niespokojnością i większą nadzieją oczekiwały znowu metra. Postawiono świece na stole, szósta wybiła, wzięto się do roboty, ale niespokojność obracała ciągle oczy na drzwi, i nie dobrze