Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szyli ramionami, i potok wyrazów wstrzymany na chwilę, oczekiwaniem i nadzieją, wylał się tym gwałtowniej, im dłużej zostawał przecięty. Metr tym czasem z zimną krwią postąpił ku fortepianowi, grzecznie bardzo sprosił z krzesła naprzeciw stojącego jakąś panienkę, otworzył go i wśród milczenia, grać zaczął.
Sąsiadki stanęły nieruchome ze zdumienia, milczenie było powszechne i nieprzerwane, i zdawało się, że wszystkie dusze porzuciwszy wię-