Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czenie do wysokiego stopnia oswoiło go z muzyką i wówczas tylko czuć się zdawał, kiedy grał. Blask jego oczu, żywość poruszeń i zapał, zdradzały mimowolnie burzę, jaka w sercu jego panowała, a ciężkie westchnienia, dowodziły, że kochał lub cierpiał. Takim był przyszły metr Panny Benigny.

Panna Benigna siedziała oparta o stół, Ryszard osłupiały ponuro spoglądał na przybyłego, Jejmość mimowolnie uśmiechała się z radości, a metr z okiem wzniesioném w górę,