Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

63
DOLA I NIEDOLA.

Stawił na asa... as w następnym pasie wyszedł dla niego.
— Zadziwiające szczęście! wołano wkoło. Gdyby był umiał z niego korzystać!
— Jesteś pan predestynowany! zaśmiał się komandor, odchodząc żywo od stołu. Bierz pan dukaty i na dzisiaj basta... Ale strzeż się: nic niebezpieczniejszego i bardziéj uwodzącego nad pierwszą wygraną.
P. Adam pod naciskiem wrażeń, których raz pierwszy w życiu doznawał, zabastował sam nie wiedząc jak; nie umiał poradzić sobie z pieniędzmi, których mu ponapychano pełne kieszenie, tak, że suknie obrywały. Maluta widząc go zakłopotanym, podjął się odnieść mu je do domu.
Chociaż nie stawił już więcéj, p. Adam nie odszedł od stolika gry aż dopiero nad ranem; karty go zajmowały, patrzał, rozpalał się, niepokoił, policzki mu płonęły, w piersi kipiało. Muzyka, wieczerza, wygrane dukaty, natłok rozmaitych myśli i uczuć rzuciły go w odmęt dziwny; czuł jakby nowe jakieś rozpoczynał życie... Niepokój i żądza nieznana siadły mu na piersi i ssały je z szyderskim uśmiechem.
Gdy rano do domu powrócił, kładąc znużoną głowę na poduszkach, rzekł do siebie w duchu:
— Przecięż to się musi życiem nazywać!
W snach trochę gorączkowych przelatywały stoliki, karty, stosy złota, bukiety i kobiety... Julia unosiła się nad nim z rozpuszczonym warkoczem, obwinięta nim cała, jak gdyby w płaszczu ognistym... śpiew jéj rozlegał się szeroko i wrzał mu w piersi jak wrzątek.
Gdy oczy otworzył bardzo późno na dzień, ujrzał