Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

271
DOLA I NIEDOLA.

— A kiedy w karczmie niczyich koni i powozu nie widać?
— Nu, ale pokój jest tylko jeden! rzekł flegmatycznie Żyd.
— Ja potrzebuję dwóch.
— A cóż ja na to poradzę?
— Któż zajmuje drugi pokój?
— A wa! kto! to moja rzecz, ale jest tylko jeden, zawołał raz jeszcze arendarz
— To pojedziemy daléj.
— A no! to jedźcie z Bogiem daléj! odpowiedział Mejer, ruszając ramionami i wcale nie zdając się żałować ani żółtéj bomby, ani musztardowego koczyka.
Sługa pobiegł do powozu nic nie rzekłszy, a wkrótce z pierwszego z nich wysiadła czarno ubrana kobieta, z drugiego dwóch mężczyzn.
Razem poszli zająć jedyny pokój z portretem króla JM., a słudzy wzięli się natychmiast do przygotowywania śniadania dla jaśnie państwa. Widoczném było, że to wszystko jechało z Warszawy, bo przybory kuchenne, zapasy śpiżarniane wykwintne, różne wymyślne przysmaki pochodziły ze składów stołecznych i znamionowały ludzi przywykłych do wygód, którzy się obawiali, aby im na wsi nie zabrakło nałogowych tych pieszczotek.
Drzwi tylko drewniane, dosyć nieszczelne, przedzielały tę izbę obszerniejszą, królewską zwaną, od bocznego o jedném oknie alkierzyka, który był szczelnie wewnątrz na zaszczepkę zamknięty.
Goście, którzy tu weszli, obejrzeli najprzód cały pokój, skarżąc się na zatęchłe w nim powietrze i na jakiś zapach dziwny lekarstw, który tu panował; potém poszli aż przez szczeliny drzwi zaglądać do alkierza,