Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

17
DOLA I NIEDOLA.

ze swą wiekuiście wesołą miną, a zastawszy hrabiego jeszcze w łóżku, przysunął się z krzesłem do niego. Odwiedziny były tak niezwykłe, że Adam posądził go o chętkę pożyczenia pieniędzy.
— Cóż cię to, mój panie Floryanie, tak rano do mnie sprowadza? zapytał go zdziwiony.
— O! starosto! łaskawco! nic! nic! tylko zawsze jedno moje stałe uwielbienie dla ciebie! Pozwalasz mi bywać u siebie i napawać się drogiém twém dla mnie towarzystwem, ale tu zawsze pełno ludzi u ciebie, rad jestem czasem znaleźć chwilę swobodniejszą, by się ucieszyć jego rozmową.
— Napijesz się czego ze mną? kawy?
— Choćby smoły! odrzekł dworak.
— Co tam słychać?
— Cisza przed burzą — odparł tajemniczo kładnąc palec na ustach Maluta. Zresztą ja nic nie wiem... pan starosta lepiéj odemnie musisz być zawiadomiony.
— Ja? myślisz — westchnął pan Adam, który czuł, że mu niewiele powierzano tajemnic, i że go pozostawiano nieco w tyle, używając go tylko za wygodne narzędzie; — ale ja prawie nic nigdy nie wiem.
— A komuż już wiedziéć, szanowny, drogi panie! rzekł pochlebca: — któż godniejszy, aby był wtajemniczony? Z pańskiemi talentami! Mój Boże! kogoż oni mają, coby był godniejszy?...
Adam poniekąd był tego samego zdania, ale rzekł uśmiechając się:
— Ja tam nie mam tak dalece do niczego pretensyi...
— I to właśnie źle! odpowiedział gorąco Maluta: źle pan czynisz... Pozwól sobie szczerze i otwarcie