Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

177
DOLA I NIEDOLA.

nawiść kobiety, która czuła, że jéj wdzięki więdły, gdy moje codzień rozkwitały. Nie mówię już nawet o tém, że mnie ubierano umyślnie tak, abym się nie wydała czém byłam, że mnie chowano i ukrywano przed ludźmi. Na zimę pojechałyśmy do Warszawy, ale mnie pod pozorem dokończenia wychowania oddano jeszcze z domu do PP. Wizytek i zamknięto za kraty. Nie wiedziałam co się działo na świecie.
Jednego poranku, kareta macochy zajechała przed fórtę; wywołano mnie ze niéj do sali; oświadczyła mi, że wyjeżdża na wieś i mnie z sobą zabierze, jeśli nie czuję powołania dłużéj za kratami pozostać... Do tego wcale nie miałam ochoty, klasztor wydawał mi się niewolą.
— Ale wiesz już zapewne moja Krzysiu — dodała z uśmiechem — że musiałam pójść za mąż.
O tém nie wiedziałam wcale, ale na tę wiadomość jakiś mnie dziwny gniew ogarnął: poczułam krzywdę pamięci ojca wyrządzoną, spuściłam oczy, nie odpowiedziałam nic. Tegoż wieczoru poznałam męża mojéj macochy... Był to znacznie młodszy od niéj człowiek, wychowany za granicą, ubogi, widocznie ożeniony z nią przez rodzinę dla pieniędzy, dla majątku.
Mimo uprzedzenia, jakie miałam przeciwko niemu, pomimo gniewu, jaki na widok jego uczułam, od pierwszego wieczoru człowiek ten mnie oczarował.
Nie chcę nic taić przed tobą... Tak! był to jedyny mężczyzna, któregom ukochała namiętnie, może niegodny téj miłości, ale przeznaczony, aby całe moje życie pochłonął... Były chwile, gdym się nim brzydziła, żem go nienawidziła; ale głos jego, ruch każdy, wejrzenie czyniły mnie niewolnicą posłuszną. Odchodziłam od pamięci, gdy na mnie spojrzał; słabłam, gdy