Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

175
DOLA I NIEDOLA.

chowywała starannie, ale wcale nie serdecznie; byłam dla niéj dzieckiem krewnych, sierotą biedną, nic więcéj.
Dwa te lata, które z nią żył mój ojciec, zostawiły mi po sobie wspomnienie męczarni, niedającéj się opisać.
Nie było w istocie na co się poskarżyć, ale dla serca brakło wszystkiego czém ono żyje. Musiałam płakać, a z łez tych wytłómaczyć mi się nie było podobna; męczyłam się choć miałam wszystko com mieć była powinna, ale brakło miłości — usychałam.
Ojciec po tych dwóch latach pożycia z nią, zapadł mocno na zdrowiu, jakby jéj uścisk i jemu także zadał ranę śmiertelną. Posłano go do wód za granicę. Miałam rok piętnasty, gdy mi po nim kazano przywdziać żałobę.
Płakałam jeszcze mocniéj, przeczuwszy zupełne moje osierocenie. Byłam w istocie tém bardziéj osierocona, że babka, która mnie od dawna do siebie wziąć chciała, prawie w tymże czasie zmarła; a ciotka, u któréj mogłam się umieścić, wyjechała do Włoch bezpowrotnie i poszła tam za mąż za jakiegoś księcia włoskiego. Bliższéj rodziny nie miałam nad macochę, która będąc cioteczną siostrą mojéj matki, była dla mnie teraz naturalną opiekunką.
Zostałam więc przy niéj, z czego ona może była rada, bo ze mną został jéj dochód znaczny przez moich opiekunów na wychowanie i utrzymanie przeznaczony.
Nie kochałam jéj już za życia ojca; poczęłam nienawidzieć po jego śmierci. Sądzę, że ona także z lichwą mi to oddawała. Ale nigdy ta zobopólna niechęć nasza na jaw nie wychodziła: okrywał ją chłód przy-