Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

101
DOLA I NIEDOLA.

Oczy cześnika coraz bardziéj czerwieniały, obracał niemi straszliwie, a że były niepomiernie wypukłe, miały kształt oczu ropuch, i osadzone były w powiekach czerwonych, miejscami obwisłych i krwawych, przeto wejrzenie jego nabierało tak straszliwego wyrazu, gdy strzelał z pod czarnych nawieszonych krzaczystych brwi, że Julii słabo się robiło, ile razy je na nią obrócił.
— A! a! rzekł w końcu cześnik — może ja sobie co... powoli jakoś przypomnę; ale to nie dla tego, uchowaj Boże, abym za jakimś zarobkiem gonił... tylko gorąca chęć usłużenia JWPani... jedynie... choć jeszcze sam nie wiem... a istotnie mało co pamiętam, i tak mi się w głowie pomieszało.
— Wszakżeś te papiery, o które oni cię ścigali, zachował, dodała Julia; wszak choć wymogli na tobie zeznanie, żeś je zniszczył, masz je pewnie ukryte.
Cześnik zamilkł jak ściana, odwrócił się z trudnością ku drzwiom, spojrzał na nie, i nic nie odpowiedział, dając do zrozumienia, iż podsłuchywać ich mogą.
— Niechże też JWPani — rzekł — z łaski swéj i dobrotliwości przyszle trochę malinowego syropu, choćby małą flaszeczkę, bo Tatar mój powiada, że nie ma zbawienniejszéj rzeczy na moje cierpienie nad wodę z syropem, a tu po tych cukierniach nic się nie dokupić... i fałszują wszystko... czystego nie ma nic.
— Jutro albo ci go przywiozę sama, albo przyszlę przez Pamelę.
Stary dał znak kasztelanowéj, ażeby się zbliżyła, i rzekł:
— Każcie jutro warty postawić za drzwiami, —