Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rosa. Nie potrzebując jej szukać znalazł ją na ślicznej tarassie studyującą affekta morza, światła i cieniów na opalowych falach, pasami turkusowemi, pręgami szmaragdowemi poprzecinanych. Angielka nie spodziewająca się napaści, na widok hrabiego ruszyła się z miejsca, jakby uciekać chciała. Marjan zbliżył się śmiało.
— Widzisz mnie pani pod wrażeniem, które mogę powiedzieć, życie we mnie zatamowało! zawołał. To może wytłómaczy, że jestem natrętny. Spotkało mnie nieszczęście...
Miss Rosa słuchała bardzo zimno, nie mogąc jeszcze ani zrozumieć, ani się domyśleć o co chodziło, i dla czego miała być powiernicą wrażeń hrabiego.
Trochę dumne zdziwienie malowało się na pięknej jej twarzyczce.
— Przed chwilą, mówił hrabia dalej — podpatrzyłem mojego przyjaciela Adrjana, iż — krwią pluje. Przestraszyło mnie to, udałem się do lekarza jego, a ten mi wręcz oświadczył, że przyjaciel mój od dawna jest na śmierć skazany.
Angielka z widocznem wzruszeniem pobladła, ręce jej mimowolnie się ścisnęły.
— Któż to panu mówił? spytała głosem drzącym.
— Dr. Salicetti — ciągnął dalej hrabia. Miarkuje pani, jak straszliwie to mnie i profesora przejęło. Doktór powiada o nim, że sobie [1] skraca pracą, od której go nic oderwać nie może...
— Napiszcie państwo do matki! wykrzyknęła miss Rosa.
— Matkę oszczędzać też należy — odezwał się Marjan — a nim ona przybędzie, my, my z profesorem, żadnej nad nim władzy nie mamy.
Tu wstrzymał się i spojrzał wyraziście na Angielkę, która się zarumieniła mocno.
— Sądzę, że gdzie idzie o życie człowieka, dorzucił Marjan spiesznie, tam światowe względy na bok odłożyć się godzi...

Przyszło mi na myśl czego jestem pewien, że

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; najprawdopodobniej brak słowa życie.