Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nia jest taką rozkoszą, że dla niej i głód znieść można.
— Ale to mówią artystki takie jak pani — rzekł Marjan, — które nigdy głodu nie doświadczały.
— I nieszczęściem jest, że uprawą sztuk po większej części zajmują się ci, co z nich żyć muszą — dodała Angielka. — One są stworzone dla tych, co kapłaństwo godnie nosić umieją, lub dla tych, których los wyposażył tak, aby o powszednim chlebie myśleć nie potrzebowali. Ale mówiąc o sztuce — dodała żywiej — godziż się ją wiązać z tą poziomą i obcą jej kwestyą chleba!
— Niestety — los je związał! — rzekł Marjan.
— Dla mnie — zakończyła miss Rosa — sztuki albo raczej sztuka, bo ja ją pojmuję jedną tylko, stoi tuż u progu świątyni kościoła. To druga religia moja. Przez sztukę widzi się także objaw bóstwa na ziemi!
Adrjan uderzył w ręce, oczy mu błysnęły.
— A! tak jest! — zawołał z uniesieniem — sztuka jest religią dla powołanych — wybrani tylko ją czuć i rozumieć mogą. Komu zmysłu sztuki braknie, ten mi się zawsze wydaje istotą pośledniejszą i upośledzoną.
— Pani więc musisz być najszczęśliwszą istotą — przerwał Marjan — mogąc się poświęcić sztuce całkowicie.
— I mam się w istocie za bardzo szczęśliwą — odparła miss Rosa — anibym się dziwiła, gdyby mi zazdroszczono.
— Jak to? i nic pani nie braknie? — ciągnął dalej nielitościwy hrabia — serce nie potrzebuje więcej nad tę część piękna?
Miss Rosa się zarumieniła trochę, ale nie zmieszała wcale.
— Jak to pan rozumiesz? — spytała.
— Przecież rodzina, przywiązanie jakieś, węzeł serdeczny, są naturalną potrzebą dla człowieka, a szczególniej dla kobiety??