Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

preludya własne, fantastycznie, niewieścio, melancholicznie, wpadała na temata, które się jej przypominały i wplatała je do swych myśli. Z gry domyślać się było można nietylko dobrej fortepianistki, ale muzykalnie wykształconego talentu, który był panem siebie, kunsztu i nauki służącej mu za narzędzie. Marjan niewiele mający zmysłu muzykalnego, chociaż nie mógł się oprzeć wrażeniu, jakie gra czyniła na nim, uśmiechał się ironicznie.
Słuchano w skupieniu ducha, a Adrjan postąpił aż na brzeg balkonu, aby się zbliżyć ku oknu, przez które muzyka wychodziła. Niedługo to jednak trwało, miss Rosa coraz ciszej i powolniej przebiegała jakby zadumana klawisze fortepianu, potem wszystko ucichło.
Adrjan chciał uderzyć w ręce i przyklasnąć, wstrzymał się. Hrabia przystąpił do niego z tyłu i szepnął mu do ucha:
— Kobieta! przysięgam, że grała dla nas, a raczej dla ciebie, szczęśliwy człowiecze, aby cię rozmarzyć.
— Złośliwy jesteś — rzekł Adrjan — ja, co ją lepiej znam, nie posądzam o to wcale. Nie ma istoty, któraby mniej nad nią dla ludzi czyniła, ale też ludzie nie powstrzymują jej od postępowania jak się jej podoba. Gdyby wiedziała, że będzie posądzona nawet o zalotność — nicby jej to nie obeszło, ruszyłaby ramionami i siadła do fortepianu, aby fantazyi uczynić zadość.
Było tak późno już, iż się zdawało na dzień zabierać; Adrjan zszedł z balkonu i rzucił się na kanapę.
— A no — odezwał się Marjan — najpiękniejsza noc w świecie skończyć się przecie musi. Zdaje mi się, że czasby było pójść spać.
— Głosuję za tem także nie dla siebie, ale dla Adrjana — dodał powstając profesor.
Poeta się nie przeciwił, podali więc sobie ręce i rozeszli zostawiając go w marzeniach i pół snach wyciągniętego na kanapie.
Na dzień następny nikt jeszcze żadnych nie ro-