Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a ja się z tego bardzo cieszę, bośmy mogli z moim kochanym starym się popstrykać.
— Nigdy w świecie! odparł wesoło profesor. Znasz mnie, jestem nie człowiekiem jakiegoś systemu i ciasnej drożyny, ale owieczką co błądzi po górach, lasach, dolinach i zrywa kwiaty i ziółka gdzie napadnie. Dla mnie najróżniejsze piękności są wszystkie piękne. Chociaż Dante kazał się prowadzić do piekieł Wirgiliuszowi, nie ma na świecie dwóch różniejszych od siebie rzeczy nad Komedyę Bozką i Eneidę. Ja się nad obiema unoszę — unoszę się nad Byronem i nad Lukrecyuszem nawet — Horacyusza wielbię — Milton, Kamoens, Shakespeare każdy z kolei zachwyca mnie. Przekonany jestem, że kto ma zmysł dla jednego tylko rodzaju piękna, ten jest nieszczęśliwy — ułomny.
— W takim razie szanowny profesorze — odezwał się Marjan, okrutnie będzie trudno ideę piękna wyciągnąć z tych rozmaitych jej objawów.
— Ja tego nie widzę — rzekł Sieniuta. Niepodobna wymagać od ziemi, aby rodziła same lilie, piękne są i róże, i fiołki, cudowna nawet stokrotka skromna, gdy łebek swój maluśki z trawy wychyla... Nie przyznam nigdy, aby róża ekskludowała inne kwiaty, i Homer wyłączał Miltona...
— A jeśli kto się tak urodził, że tylko jeden rodzaj piękności czuć może?
— Są ludzie co widzą tylko jedną barwę — zamknął profesor.
Rozmowa miała się przeciągnąć dłużej, gdy z sali w której stał fortepian, z początku słaby dźwięk się dał słyszeć.
Umilkli wszyscy; Adrjan dał ręką znak, że chce milczenia; domyślał się, że miss Rossa zapewne grać musi.
Wśród tej cichej nocy wiosennej księżycowej, muzyka była jakby nieodzownym akompaniamentem poezyi, którą ona miała. Wszyscy się jej uradowali. Angielka biegała lekko po fortepianie, snując jakieś