Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wkrótce stała się powszechną. Angielka tak ją szczęśliwie poprowadzić umiała, że Adrjan odżył, uczuł się lepiej i gdy miss Rosa wstała, by odejść, w ganku przyklękła prawie przed nią matka, dziękując za tę chwilkę, a błagając, aby czasem dla nich zrobiła ofiarę i przyniosła z sobą trochę wesela.
W istocie poeta dnia tego mniej daleko cierpiał, duch jakiś wstąpił w niego, ale zarazem i dla Leni stał się czulszym. Patrząc na niego, gdy był razem z niemi dwiema, niepodobna było odgadnąć, ku której skłaniało się jego serce. Lenia nie była zazdrośna wcale. Za chwilę zajęcia z Angielką, wypłacał się jej potem podwojonemi dowodami przywiązania. Potrzebował ją ciągle mieć przy sobie, gdy wyszła, pytał i posyłał po nią... A że do niej mówił zwykle żartobliwym tonem, ona mu też wesoło odpowiadać musiała.
Gdy raz Angielka weszła do willi i przyniosła z sobą taką pociechę, żądano ją mieć teraz ciągle, matka starała się ją pozyskać uwielbieniem, jakie dla niej okazywała, a że z Lenią były dobrze, ją wysyłano w poselstwach, aby ściągnąć miss Rosę.
Chociaż widok chorego nie mógł być dla niej miłym, Angielka zawahawszy się w początku, później już chętną z siebie czyniła ofiarę. Przynosiła z sobą książki, rysunki, nadewszystko zaś myśl swą żywą, humor, w którym dziwnie kojarzyły się z sobą głęboki smutek spokojny i wesołość zaprawna tęsknotą. Rozmowa jej dobywała nietylko z chorego Adrjana myśli nowe, ale rozbudzała Lenię, zajmowała matkę, nęciła starego profesora, poruszała hrabiego Marjana.
Wkrótce ten gość pożądany stał się prawie codziennym.
Lenia też bez swej Angielki żyć nie mogła, biegała do niej, przesiadywała, towarzyszyła do willi i w prostocie ducha wyznawała, że była dla niej nauczycielką najlepszą.
Nie jeden z tych wieczorów spędzonych na rozmowie w saloniku, gdyby nad niemi nie wisiała groźba