Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdybym miał dwa, gdyby choć jeden miesiąc czasu, i gdybyś tu był tak dobroczynnym, tak wielkim, tak łaskawym, abyś mi coś dał, coby siły wzmogło, a natchnienia nie zabiło we mnie... Są przecie leki takie, są środki. Potem — niech będzie co chce!!
Salicetti zimno odparł:
— Masz pan gorączkę!
To mówiąc wstał nachmurzony.
— Bierzcie co przepisałem, więcej nie mogę nic. Spoczynek jest pierwszym warunkiem...
Widząc, że więcej na nim nie wymoże, poeta namarszczył się, zamilkł. Skłonili się sobie z daleka.
Doktór przystąpił raz jeszcze do niego.
— Zlituj się pan sam nad sobą, dodał, i nad matką swoją. Najzdrowszy człowiek może się stać samobójcą, gdy życiem szafuje...
Profesor posłyszawszy z za drzwi chód w pokoju, wyjrzał uchylając je — i wszedł.
— Proszę posłać do apteki, dodał doktór — jutro rano ja będę sam. Zobaczymy skutek lekarstwa. Z domu wychodzić nie wolno.
Tak się skończyła konsultacya, po której Adrjan zaczął się natychmiast ubierać z pośpiechem, chociaż ruch żywszy trochę coraz mu oddech odbierał. Profesor domagał i o ile mógł wstrzymywał. Hrabia tymczasem odprowadzał doktora do jego karyolki.
— Co mamy robić? spytał.
Salicetti ramionami poruszył.
— Wątpię, czy on panom da co z sobą uczynić, rzekł — uspakajajcie go. Jest źle, jest bardzo źle — a może być najgorzej, jedna godzina dobije...
Rękoma wskazał, że nie może nic, siadł do wózka i odjechał.
Położenie było prawdziwie rozpaczliwe. Sieniuta już ani na krok nie odstępował wychowańca, lecz pomimo jego próśb i błagań, Adrjan napiwszy się herbaty, natychmiast siadł do papierów i na nic nie zważając, pisać zaczął.