Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze... Zdawało mu się że tu już majątek poświęcając, życie i honor ratować było potrzeba. Skórski już był osadzony w więzieniu, a generał odpoczywał po trudach w najętém mieszkaniu, gdy Dygowski śmiało się doń stawił.
Widzieli się już i znali wprzódy, z powodu zamierzonéj licytacyi.
Na Hochwartha, który w życiu wiele przechodził, wcale krwawa scena nie podziałała, było to dlań rzecz powszednia. Cóż tam jedna jakaś kobiéta przestrzelona w chwili szału... Jadł więc z dobrym apetytem lichą wieczerzę, gdy mu oznajmiono Dygowskiego. Kazał prosić.
Mecenas mężnie się stawił, choć odwagę miał sztuczną.
— Panie generale, rzekł — byłem przyjacielem Skórskiego i téj przyjaźni nie zaprę się i teraz. Czuję się w obowiązku go bronić. Proszę pana abyś mi raczył powiedziéć otwarcie — o co panu idzie, o odzyskanie należności, czy o zgubienie człowieka?
Generał właśnie zęby sobie przetykał piórkiem i nie odpowiedział zaraz.
— Jak się panu zdaje? zapytał flegmatycznie.
— Zdawałoby mi się iż do zguby człowieka nie masz pan żadnego powodu...
Hochwarth popatrzył na Mecenasa.
— Możesz się pan mylić, rzekł — ale ja nie mam obowiązku tłumaczyć się przed nim. Nie idzie zresztą ani o zgubę ani o ratunek, chodzi o sprawiedliwość.
— Znasz pan historyą téj kobiéty i tego człowieka, i co on przez nią wycierpiał.
— I co ona przez niego cierpiała — dodał generał.
— Więc się kompensuje przynajmniéj, rzekł mecenas.
— To panowie prawnicy lepiéj pogodzić niż ja potraficie.
— Jeszcze słówko — odezwał się Dygowski — Skórski ma przyjaciół, znać że na to uczucie zasługiwał; jeżeli mogą pana rozbroić opłacając mu jego należność, chętnie to uczynią.
— Ale ja nie jestem sprawiedliwością, dodał Hochwarth.. Zresztą sądzę, że dowiodę machinacyj nieprawnych na majątku i bądź co bądź swoje odzyszczę.
Dygowski nie okazał wzruszenia — wstał powoli z siedzenia i zabiérał się do wyjścia. Oko Hochwartha śledziło każdy ruch jego.