Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom II.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXV.

— Potrzeba pracować, oszczędzać, zbogacić się naprzód koniecznie... to obowiązek najpierwszy, to podstawa wszystkiego... mówił dalej — to zasada!
— Będziemy pracować jak potrafimy, rzekł Michał.
— A naprzód ład wprowadzić, dodał wuj — wasza najzacniejsza matka zbyt była dobra i nadto z niej ludzie korzystali, pełno tam u was przy dworze darmozjadów, rezydentów, gracjalistów, nadto dobroczynności podsycającej tylko próżniactwo.
Anna zarumieniła się.
— Ukochany wuju, nie mówmy o tem, żywo zawołała składając ręce jak do modlitwy, świętem to dla nas co zrobiła matka, a tę spuściznę po niej musimy zachować nietkniętą i wolę jej pośmiertną spełniać do ostatka... rychlej się wyrzeczem wszystkiego dla siebie, niż uszczuplim cokolwiek tym, których nam przekazała... choćby to nie wiem jak nas kosztować miało.
Dembor znowu ruszył lekko ramionami.
— Jeżeli się zechcecie w ten sposób ślepo przywiązać do wszystkiego co wam zostawiła matka, wszelka reforma stanie się niepodobieństwem, nie ma co i mówić o tem. I ja cenię i szanuję jej pamięć, ale to zakrawa na śmieszność i przykuwa nas do tego stanu w którym jesteście, z którego, powtarzam, bez radykalnych reform wyjść nie można...
— Na cóżbyśmy z niego tak gwałtownie wychodzić mieli? spytał Michał.
— Jakto? nie chciałbyś mieć więcej dla siebie i dla siostry?
— Nie wiem, odparł młody chłopiec — ja mało potrzebuję, Anna mniej jeszcze, a mienie to raczej ciężar niż przybytek...