Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom I.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XI.

„Kochany wuju..... Z czarnej, żałobnej pieczątki tego listu, domyślisz się może nieszczęścia naszego... od dwóch miesięcy jesteśmy sierotami... zupełnemi sierotami. W pierwszej chwili, ani sił, ani przytomności nie mieliśmy żeby się uciec do ciebie, żeby co donieść nawet o ciosie, który nas dotknął.
Płakaliśmy, płakali, nieprzytomni, pogrążeni w żalu, zapomniawszy, że jest jeszcze ktokolwiek na świecie, co zechce może podzielić z nami łzy nasze. Daruj nam tę winę, do której się poczuwamy kochany wuju, wiemy żeśmy byli obowiązani uciec się do ciebie i przytulić pod opiekuńcze skrzydła twoje — daruj żalowi naszemu i ogromowi straty jakąśmy ponieśli. — Ani Michaś, ani ja, nie mieliśmy siły pomyślić nawet o ratunku w nieszczęściu naszem, płakaliśmy tylko.
Świętej matki naszej nie ma już na tej ziemi, przeszła opiekunka do niebios, modlić się za nas u tronu Bożego — pusto w koło, a nas samych na świecie sierot dwoje... Dwa miesiące upływa już od strasznej chwili rozstania, a jeszcze obojgu nam przytomną jest, jakbyśmy dziś nią przeboleli, i oswoić się nie umiemy w straszliwem położeniu naszem. Choć łzy mi zasłaniają oczy i pióro drży w ręku, winnam ci kochany wuju, pożegnanie od zmarłej matki i opis ostatnich jej godzin, i przekaz ostatniej jej woli, którą opiece twojej nas poleciła. Przebacz jeśli nie potrafię nawet powtórzyć ci porządnie tych strasznych dla nas przypomnień chwili uroczystej życia, w której Bóg dotknął najpierwszą najcięższą boleścią.
Matka nasza na parę tygodni przed zgonem lekko na pozór zasłabła, choroba jej wcale nas nawet nie zastraszyła, bo przyszła jak zwykła dolegliwość wieku i nie miała w sobie zrazu nic groźnego. Posłaliśmy po doktora, przepisał lekarstwa chłodzące, ból z piersi ustąpił, święty nasz anioł uczuł się lepiej i uśmiechnął.
— Nie potrzebnie się tak o mnie starą troszczycie, mówiła z uśmiechem i pogodą na twarzy, nie bójcie się,