Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
78

tował i pamiętał. Nasi spiskowi umyślnie znowu głosno się z tém przed nim wygadywali, aby Podkomorzyną uprzedził o Niedzieli, i przeszkody jakieby zaproszenie czyjeś na obiad stawiło, usuniono. Nie wątpili oni, że teraz równie już sobie Podkomorzyna życzyła P. Mateusza, jak Mateusz tego zamęzcia, a wreście tak uroczyście zamówiwszy Bałabanowicza na plenipotenta, gospodarz był pewien, że on mu wyrobi puszczenie przynajmniéj jednego folwarku w posagu po Annie.
Tak nastroiwszy wszystko i udarowawszy jeszcze jakimś koniem Bałabanowicza, poźno w nocy rozjechali się spiskowi. Stary lis nie chciał żadnym sposobem nocować i wymawiał się jakimś w okolicy jarmarkiem, uwierzono temu, znając go za największego szachraja na konie, bez którego żaden się najlichszy jarmark nie odbył.
Lecz zaledwie Bałabanowicz był za bramą, uwinął się w wilczurę wytartą i spójrzawszy na oświecony dwór P. Mateusza, tak z sobą rozmawiał.
— Albom ja głupi, albo on, albo on mnie oszuka, albo ja jego! Czy to być może, żeby