Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
68

zawracało i nie raz łzy gorącemi zlewała w nocy poduszki, myśląc jakiemu ją człowiekowi oddadzą. Im dłużéj bowiem konkurował Mateusz, tym bardziéj przekonywała się, że nic być przeciw niemu nie może, tak zręcznie trafił do słabości P. Doroty i potrafił ująć ją sobie. Domyślała się z daleka napiętych sieci, słysząc nieraz pochwały oddawane mu przez Bałabanowicza, najpospoliciéj ganiącego wszystkich. Słudzy nawet byli zręcznie ujęci i przekupieni, żeby go chwalili.
I gdy ona napróżno modliła się, żeby ją Bóg ze szpon tego zręcznego ptaka uwolnił, wszystko przeciwnie jéj życzeniu, a stosownie do jego zamiarów nakłaniało się. Codzień Mateusz bardziéj w łaskę Ciotki się wkradał.
Chociaż nikt nigdy przed nią o zamiarach pana Mateusza nie mówił, chociaż jakby naumyślnie zostawiano ją na boku, ona widziała tę odegrywającą się komedją, trafnie każdą tłumaczyła sobie czynność i coraz częściéj płakała. Przyszłość jéj okazywała się w prawdziwém, smutném świetle rzeczywistém. Poymowała myślą jakie to będzie życie z człowiekiem, który się żeni dla widoków pieniężnych i który