Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
212

— O! domyśliłem się, że Sędzia miał w tém udział, ale ja mu to oddam.
— Należał do tego i ktoś trzeci jeszcze.
— Ktoś trzeci?
— Tak, pan Teodor Ordęga, który się kochał w twojéj żonie i —
— Pan Teodor? on?
— Widywali się często, kiedyś był u wód. Myśmy go tam z Sędzią popchnęli i łatwo żonę twoją zbałamucił!
— A ja o tém niewiedziałem! zawołał P. Mateusz.
— Samo z siebie! Myśmy go namówili żeby ją wykradł, a z pół drogi dla niepoznaki, powierzył ją mnie, sam zaś dla niepoznaki wrócił nazad! Ja ją teraz ukryłem w pewném miejscu — ot i cała historja.
Mateusz milczał, a z gniewu szarpał na sobie odzienie i rzucał się na siedzeniu. W téj chwili ukazało się rzęsiste światło między drzewy, przeglądające przez drobne szyby chaty budniczéj.
— To tu? spytał niecierpliwie Mateusz.
— Tu! rzekł Bałabanowicz.
Zbliżyli się po cichu i wysiedli, lecz ex-ple-