Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
210

do żony zawiozę. Wybieraj z resztą! Samo z siebie! wybieraj!
Wahał się jeszcze Mateusz, Bałabanowicz zaś oczekiwał na pozór spokojnie skutku którego był prawie pewnym. Stary lis dobrze się wprzód wyrachował i teraz zimno, powoli, obojętnie rzecz traktował.
— No, słowo to i skończym? spytał po chwilce.
— Zgoda! zgoda rozbojniku! odpowiedział z gniewem Mateusz. Zarzynasz mnie, ale cóż mam poradzić. Mówże — gdzie jest? jak się dała uprowadzić?
— Podpisz wprzódy, bo ja ci nie wierzę! rzekł ex-plenipotent.
— Nielepiéj i ja ufam tobie, odpowiedział Mateusz przebiegając okiem podane mu papiery i zżymając się, podpiszę gdy mi żonę oddasz!
— Oho! ho! także masz mnie za fryca! przerwał stary, podpisz tu, inaczéj cię nie poprowadzę, a jeśli mi nie wierzysz, o co ja samo z siebie nie dbam, to schowaj papiéry i nieoddawaj mi ich aż na progu domu, w którym jest twoja żona — Zgoda?
— Zgoda! I pan Mateusz podpisał papiery szybko, zwinął i schował — Teraz jedźmy!