Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
138

głos jakiś w ciemności, któren prędko poznał Pan Mateusz i powstając przepraszał.
— Przepraszam cię mój Sędzio, ale tu tak ciemno! Jakże się miewasz! Héj! jest tam kto! niech podają świece! Tak dawnośmy się niewidzieli!
— Prawda, że dawno, rzekł Sędzia, a tyś już całkiem o mnie zapomniał, pókim ci był potrzebny —
— A, dajże pokój wymówkom mój Sędzio, wszakże znasz świat i ludzi! Cóż chcesz, to powszechna reguła, któż chowa na pamiątkę łupiny smacznego owocu? chyba dzieci —
Wniesiono świece, Sędzia usiadł milczący.
— Cóż tam słychać, stary przyjacielu?
— Przypominasz mi, odpowiedział przybyły, żem do ciebie przyjechał z bardzo złą nowiną —
— Co? ze złą nowiną?
— Tak, z najgorszą jak być może —
— I ta mnie obchodzi?
— Najbardziej —
— Mówże Sędzio, zawołał przestraszony Mateusz, i nie cedź po słówku, bo to chyba do-