Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
123

zującego tonu, a pani jeszcze słodzéj pochlebiał, dyktując co czynić miała. Coraz częściéj wzywany z officyny do pałacu, pan Kommissarz wreście cały prawie dzień tam już przesiadywał. Słudzy zaczęli szemrać i powiadali, że na swe oczy widzieli w końcu grającego w marjasza z Podkomorzyną.
Wieść ta pędem błyskawicy rozeszła się po sąsiedztwie i najrozmaitszym plotkom powód dała. Byli tacy co rozumieli, że Bałabanowicz w końcu owładnie tak Podkomorzyną, że nawet pieski powypędza z pokoju. P. Mateusz słysząc o tém milczał, ale się lękał znając ludzi ze złéj strony, wszystkiego złego, o jakiémby kto inny i pomyśleć nie śmiał. Kryjąc się ze swoją złością, ujmował Bałabanowicza, osadził go szpiegami, którzy mu każdy krok jego donosili, a tajemnie gotował wielką machinę przeciw niemu. Przekupiwszy pisarza który mu rejestra pisał, dostał ich kopją Pan Mateusz, pozbierał dokumenta świadczące o ich fałszywości i cierpliwie wyglądał chwili, w któréjby mógł bez niebezpieczeństwa stanowczo uderzyć. Czuł on, że trudna będzie walka z osobą tak uprzedzoną, jak P. Dorota, a przytém