Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
103

nął, gdyby Sędzia z jednéj strony, z drugiéj nadzieje późniejszych zapisów Ciotki, nie trzymały go.
Powtóre łzawa postać panny młodéj, mimowolnie go dręczyła i była mu jakby ostrym wyrzutem, który potrafił się dobić twardego egoisty serca.
— Jeśli taką będzie całe życie! myślał, wesołoż mi będzie w domu!
Przygotowania do wesela były jeszcze wspanialsze, niż do uczty zaręczyn. Wielka liczba gości sproszona, muzyka z poblizkiego miasta, beczki wina i miodu dla czeladzi; cyfry, wystrzały nawet nie były zapomniane. Kucharzy kilku pociło się nad sosami od tygodnia, po ryby posyłano mil dziesięć, dwadzieścia po źwierzynę, czterdzieści po wina. W oczach Podkomorzynéj były to wielkie dobrodziejstwa dla Anny!
Wśród téj wrzawy chodziła ona blada, milcząca, smutna i nieprzytomna, a P. Mateusz zły i zmuszony gniew swój ukrywać, siniał ze złości. Sąsiedztwo gotowało się na zbieranie plotek z całych sił.
Zrana o godzinie jedénastéj podpisano In-