Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Było ich dwoje.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rzepkowéj się zdawało, że powinna wystąpić.
Jekem żywa o podobnéj historyi anim słyszała, ani mi się śniło, żeby się co podobnego na świecie trafić mogło...
Co tu się spierać — co tu się drożyć, — cnotliwa jest panienka, a asan uczciwy człek — słowa niemasz, ino duma niepotrzebna... Kiedy miłość w sercu jest, jak to powiadają, ona pastuchy z królami równa.
Co to ma do tego, że ona wioskę dostała, a acan oślepłeś...
Co słowo, to słowo!
Mówiła Rzepkowa, a Stach może nie słuchał i nie słyszał, bo nie dawał znaku, aby te argumenta do przekonania mu trafiały.
Maryś chcąc go rozbudzić, powoli dotknęła ręką jego twarzy. Chwycił ją i począł całować w milczeniu.
Przybity był, upokorzony i jak najnieszczęśliwszy tłumił w sobie łkanie i jęki.
Stało przed nim kaleką szczęście jakiego się już nie spodziewał, a między nim a tą szczęśliwością przepaść wykopało sumienie. Chciał w téj chwili umrzeć, pocieszony; — bo żyć tak nędzarzowi na łasce — wzdrygał się.