Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Było ich dwoje.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wpadła w oko piękna twarzyczka stolnikowiczowi...
Spytał o nią łowczynę.
— Asindziéj ją przecie znać musisz, bo była wychowanką nieboszczki podkomorzyny, i jest jedną z tych... które z Koralówki potém w świat poszły...
Zaczął się, jękając, tłumaczyć Pruchno ze swojego postępowania, — lecz wkrótce po obiedzie bardzo kwaśny wyjechał.
Łowczy, wyprowadzając go w ganek, jeszcze mu grzecznie dopiekał, że tyle ładnych dziewcząt tak się pozbył niemiłosiernie.
I tyle go w Szerokim Brodzie widziano.
Wśród tego szczęścia swego, opływając we wszystko, jak pączek w maśle, Maryś nie jeden raz myślała co się ze Staszkiem działo. Spodziewała się go ciągle, tęskniła, w końcu się i pogniewała.
— Żeby téż nawet nie dać znać o sobie! myślała.
Nie było żadnéj wieści.
— Co się z nim stało? może służbę stracił? może umarł?
Ta ostatnia myśl trapiła ją bardzo, lecz przypuszczać jéj nie chciała, nie mogła, odpychała