Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Było ich dwoje.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stancyą tęż samę w któréj nocował, naznaczył rejent amanneusowi — i tegoż dnia zasadził go do ciężkiéj pracy.
A była istotnie tego nazwania warta, bo od rana siedzieli przy niéj do obiadu; po skromnym posiłku godzinę dawał spoczynku rejent, poczém wracali do papierów i siedzieli do mroku.
Wieczorem, przy świetle, już pisania nie wymagał, ale sam do późna siedział.
Staszek mógł trochę powietrzem odetchnąć i przejść się po wieczerzy.
Pobyt w Wólce u rejenta zapowiadał się spokojny, ale jak w klasztorze cichy, jednostajny i dla młodego okropny. Pilnowano się godzin ściśle... fantazyj nie miał żadnych stary i amanneusowi ich mieć nie dozwalał. Nudny był, pedant, drobnostkowy, lecz w gruncie człowiek dobry, zaschły tylko i jakby skostniały.
Życie w papierach i z papierami uczyniło go zimnym — wypiło z niego krew, tak że się stał obojętnym na wszystko co się jego przedmiotu nie tyczyło. Pracował on nad nowym summaryuszem praw, dokładniejszym nad te które go poprzedziły i obiecywał sobie z niego nadzwyczajne korzyści... sławę i krescytywę.