Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Było ich dwoje.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Polskim zwyczajem Staszek go pozdrowił: — Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
Odpowiedziawszy na to stary jegomość, stanął i zapytał.
— A dokąd-że to i zkąd?
Chłopak odpowiedział, że służby szukał, że się z gościńca zbił i chciał przenocować.
Od słowa do słowa począł go badać stary. Musiał mu więc opowiedzieć Staszek całą swą historyą, począwszy od wygnania z Koralówki aż do ostatniéj służby u Borzęckich. Uczynił to z otwartością, nie tając nic... Jegomość w kitlu, podumawszy trochę — rzekł mu:
— Co masz u żyda za piecem nocować, idź do dworu, na folwark, powiedz, że pan kazał aby cię na noc przyjęto... Każę ci jeść dać.
Staszek podziękował i w kierunku wskazanym poszedł do dworu.
Leżał on w bok ode wsi, na małym pagórku i nie bardzo wspaniale wyglądał. Drewniany, poczerniały już, z kilku oknami zakopconemi, przy których wisiały okiennice, z wysokim dachem, zdawał się opuszczony i zaniedbany. Dostatku widać nie było... Cicho bardzo dokoła i nieludno.
Na folwarku téż służby niewiele było, i ta się ociężale poruszała.