Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Było ich dwoje.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szek uwierzywszy w potwarze, — uciekł wprost od kobierca.
Kto mu do tego dopomógł i co się z nim stało, to czas chyba późniejszy mógł odkryć, gdyż po najpilniejszéj indagacyi ludzi o owego nieznajomego, nie można się było jego domyśleć.
Mówiono, że wyglądał jak zamożny oficyalista; przybywał zwykle sam jeden konno, a z troków przy siodle wnioskować było można iż, co najmniéj, o mil kilka mieszkał.
Maryś tegoż samego dnia przewieziono do Szerokiego Brodu, a zdesperowana Rzepkowa, na którą cała wina spadła, powróciła do swéj chatki, wioząc z sobą na całe życie obfity materyał do opowiadań.
Zjeżdżano się do niéj z sąsiedztwa, aby z własnych ust jéj posłyszeć — jak to było.
Ekonomowa inaczéj téż sobie ucieczki wytłumaczyć nie umiała, jak doszłemi do uszu Stacha plotkami. A że na Maryś nie wiedzieć za co złą była, — i ona teraz skłonną się zdawała do wierzenia, że ś. p. Kalasanty nie darmo zapisał cały majątek ubogiéj dziewczynie.
— Już czy on się miał z nią żenić czy nie — to tylko jeden Bóg wie, szeptała poufnym swym; — ale że między nimi były stosunki!! ho! ho...