Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny, pił każdy chętnie, bo mu smakowało i do głowy zaraz nie szło — a gdy przyszło wstawać, nogi były jak popodcinane.
Historye się więc tu działy, bo po tych miodach ludzie spali dwadzieścia godzin, niektórzy jak bobaki, a gdy się przebudzili — dziwna rzecz, głowy mieli lekkie, żołądki gotowe do jadła, i czuli się jakby cudownym lekiem orzeźwionemi.
Jednak w powtórnem starciu z temi butelkami ostrożniejsi już byli, i z respektem małemi kieliszkami cmoktali. W drugim tygodniu dopiero Rewnowski mógł przystąpić do interesu swojego klienta. Poszło gładziuteńko. Matuski wydawszy córkę wedle myśli, był bardzo szczęśliwy, papierami więc staremi wygodzić miłemu gościowi rad był serdecznie. Poczęto szukać w szafie — i osobliwem szczęściem, owe fascykuły braknące, takiemi samemi tasiemkami powiązane jak u starosty, znalazły się od razu... Matuski śmiejąc się ofiarował je, dodając:
— Szczęście, że ich pod placki nie użyto, — bo na nie kolej była nie daleka, a dla mnie najmniejszej wagi nie miały...
Tak wyprawa ta na Podlasie, nieco z powodu wesela przeciągnięta, skończyła się tryumfem dla Wacka z jednej strony, z drugiej niepokojem. Rewnowski go już nie odstępował, umówili się tylko, aby naprzód na probostwo do ks. Paczury zajechał, i tam pozostał, dopóki by Wacek nie uprzedził starościny i panny Konstancyi, dla uniknienia zbytniego wzruszenia. Na to zgodził się sędzia, i po dosyć śpiesznej podróży, około południa (było to jakoś w połowie Maja) — stanęli w Borusławicach.
Ks. Paczura, który już o Wacka był niespokojnym, bo i starosta się niecierpliwił, słał a dowiadywał się, czy o nim słychu nie było — powitał go nadzwyczaj uradowany. Rozumie się, że i gościa nieznanego, swoim zwyczajem, przyjął sercem całem. Cóż dopiero, gdy się dowiedział, co to za gość był i co on wiózł z sobą.