Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bie będzie, jako chce... Ja wiem, żem za młodu się ożenił, bo mi się był ledwie wąs wysypał, nie żałowałem tego. Niech jej Bóg świeci — mojej nieboszczce, drugiej takiej nie ma i nie było na świecie.
Wnet rozmowa, gdy proboszcz sam nalał na ten dzień wyniesionego z pod klucza wina i kieliszki się wypróżniły, żywszą się stała. — Hołłowicz ją szczególniej dykteryjkami podsycał, choć nie były pierwszej świeżości i doboru... Wacek i Wicek uśmiechali się także...
Z gęsią razem, która ani niedopieczoną ani przepieczoną nie była — Hołłowicz podniósł się i zdrowie ks. proboszcza wychylił. Chłopcy przyszli stryja w rękę pocałować... a że stara Magdalena stała jeszcze w progu, nalano i jej kieliszek, który, ściskając za kolana ks. Celestyna, po kropelce wysączyła.





Właśnie nadchodził ów odpust w Borusławicach, d. 4 Maja, na który zwykle synowcowie dla posługi stryja zjeżdżali i dla nabożeństwa — gdy jednego dnia, starosta kazał do siebie powołać Wacka w pilnym interesie.
Wicek wcale pana Sniechoty nie utemperował w zapale procesowym, owszem, z latami zdawał się stawać jeszcze zapamiętalszym pieniaczem, jakby się obawiał, że już mu czasu nie stanie na to, co rozpoczynał. Toczył na ów czas proces z Sanguszkami, o jakąś zastarzałą pretensyę nabytą, przelaną przez familię, która się nigdy z niej grosza wziąć nie spodziewała. Zastarzałą tę sprawę wziąwszy na siebie sta-