Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niechaj tego ludzie nie mówią!! Wszystkoć to daremne. Ona nie dla nas... ani dla mnie, ni dla ciebie... Ja to wiem, że z inną żadną, choćbym sto lat żył, nie ożenię się. Tak mi Boże dopomóż.
— Jam to sobie dawno powiedział, i poprzysiągł — mruknął Wicek... I dobrze, żeśmy się tu rozmówili otwarcie, jak na braci przystało, nie miej ty mi za złe affektu mojego, tak jak ci twego nie biorę za złe — ani ty, ani ja nie winniśmy... Przeznaczenie!
W milczeniu ręce sobie znowu podali i ścisnęli.
— Dziwna dziewczyna! — mówił Wacek, — widuję ją częściej od was; a nie rozumiem... Mieni się jak pogoda, choć niby zawsze jest jedna... W tych samych oczach na przemiany mróz i skwar, — światło i ciemność...
— Może ona kogo innego miłuje? — westchnął Wicek.
— Myślicież, żem ja nie śledził i nie badał? — przecież mi o to szło bardzo, żebym pewnym nie był — Jako żywo! niema nikogo! Kogóżby miała znowu ulubić, czy nie Mudłowskiego, który wąsa kręcąc wzdycha do niej — myśląc, że ją wioską skusi? Na Mudłowskiego i patrzeć nie chce. Starościna z biedyby go może i forytowała, choć o nim brzydkie rzeczy gadają, boć nie darmo mu dom w Zaparkach wypowiedzieli... Zresztą kto? niema nikogo.
Nie mówił nic Wicek, brat po chwili kończył.
— Patrząc jej w oczy, nieraz myślę sobie: gdybym ja też mógł widzieć, co one gadają? Spojrzę raz, przysiągłbym, iż mówi: Sprzyjam Waszeci. — Ledwiem to schwycił, ledwie pomyślał, już z nich co innego się odzywa: — Co waćpan sobie myślisz? A to pięknie? Ani mi waćpan w głowie!! Zdaje się jakby ledwie się przyznawszy, zawstydziła się i rewokowała.
— Toż i ze mną, słowo w słowo — westchnął Wicek.