Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ma strasznemi patrzała, że im coś mówiła niemi... Nie rozumieli tej mowy, a przeraziła ich, jak pytanie jakie, na które na świecie odpowiedzi nie było...
O co ona pytać mogła temi oczyma czarnemi — ta smutna dzieweczka?... Przeszła cała gromadka i już ją tylko widać było migającą za krzakami wśród zielonych gałęzi — a chłopcy jeszcze schyleni stali — i zdało im się, że przed nimi ciągle było widmo tego dziewczęcia pytającego oczyma?
Nagle obaj rzucili się uciekać... Strach ich ogarnął. Biegli aż na drugi koniec ogrodu, i tu dopiero stanęli zadyszani, patrząc się na siebie. Wacek był zadumany, a Wicek głową trząsł... Nie mówili nic do siebie... Odpadła ich ochota do swawoli, spoważnieli nagle... Żaden z nich drugiemu nie powiedział o tem zjawisku ani słowa, ale je tak dobrze zapamiętali, jakby nie jeden, ale sto razy mieli je przed oczyma. I gdy tegoż roku na wakacje przybywszy, pojechali znowu do Zalesia, upaść do nóg staroście, a żona jego wieczorem chcąc ich zabawić, do wielkiej sali z chórkiem pozwoliła przyjść sierotkom swym z Ościńską, aby grali w ciuciubabkę, pierścionek i cztery kąty a piec piąty — gdy weszła taż sama dzieweczka z pytającemi oczyma, poznali ją od razu. Spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się i zrozumieli.
Tu się dopiero dowiedzieli z odezwania się przypadkowego Ościńskiej, iż to dziewczę zwano: Kocia — z czego Wacek wniósł, że mogła mieć imię Konstancji, i oba je dobrze zapamiętali... W czasie gry, gdy inne dosyć wesoło rozbawiwszy się swawoliły i śmiały, jedna ta Kocia pozostała poważną, jak jej wiekowi przystało, zamyśloną, i choć w grach była bardzo zręczną, bo jej nigdy ani złapać nie było można, ani na niczem pochwycić — milcząco się trzymała i z wielką na siebie pamięcią. Chłopcy usiłowali się zbliżyć do niej, ale tak się zręcznie im wymykała, iż musieli tego zaniechać... Strach ich jakiś ogarniał, patrząc na nią.
Ze wszystkich dziewczątek była najstarszą, rej