Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obawiając się, aby nie omdlała. Nie była to zwyczajna litość dla ranionego obojętnego człowieka, w tym krzyku i zmienionej twarzy łatwo mógł poznać każdy, że Wacek nie był jej obojętnym...
Nie postrzegła się biedna panna Konstancja zrazu, iż zdradziła serca tajemnicę, nie zawstydziła się, ale przypadając ku siedzącemu, poczęła wołać z wyrazem niemal rozpaczliwym: — Zabity!
— Duszeczko... aniołku! — opamiętaj się... ale zmiłujże się... nic mu nie jest... lekko ranny, — wołała sędzina.
Wacek wstał, chwytając ją za rękę wzruszony... Nie wyrwała mu jej... stała odrętwiona, zwolna przekonała się i z mowy Wacka i z twarzy przytomnych, że nie było niebezpieczeństwa, dopiero rumienić się poczęła, cofnęła krok i zakryła oczy...
— Ranny? — spytała głosem cichym... — ale któż pana ranił?
— Żartem — tak — probowaliśmy się z kasztelanicem.
— Żartem? z kasztelanicem?.. — powtórzyła panna Konstancja, — żartem? — Spojrzała na otaczających. — krew? niema niebezpieczeństwa?
— Najmniejszego! — wykrzyknął Hadziakiewicz. — Co to to! jakby szpilką pokłóty! furda!
Jednakże Wackowi dosyć krwi upłynęło, blady był i poprosił, aby go do jego pokoju zaprowadzono. Sędzina zamyślona wzięła za rękę Konstancję i weszła z nią do dworu... Mężczyźni ciągle się spodziewając wyjaśnienia jakiegoś — pociągnęli za rannym...
Panna Konstancja w milczeniu doszła z sędziną do swojego pokoiku, tu padła na krzesło, i zakrywszy twarz chustką, rzewnie płakać zaczęła...
Biedna Rewnowska stała nad nią z niecierpliwością doświadczonej niewiasty, która wie, że się trzeba dać wypłakać, nim się badać zacznie. Powtarzała tylko pół głosem niekiedy:
— Ale moje dziecko!
I podawała jej wodę w szklance.