Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piwszy sędzina, — o to idzie, aby się z tym Wackiem nie spieszyć, kasztelanic musi się przecię starać — aby się wystarał.
— A no — zobaczymy! a ja — ja asindźce mówię — przez imaginację wyjechała na koronację, tej kobiecinie zawsze świta w głowie...
— O! już bo jegomość a starosta co na kobiety nie wymyślacie! Uszy więdną...
— Zobaczymy! — dokończył sędzia, — zobaczymy. Da się widzieć!
Żona wyszła — ale sędziemu klin zabity nie ustąpił z głowy... — Kasztelanic! Pocieje! Rewnowscy z Pociejami! Co za liść wspaniały na genealogicznem drzewie... Rozum jednak powiadał, że z tego nic być nie mogło...
Wszelako — z Wackiem Paczurą był ostrożniej, unikał rozmowy i trochę się stał chłodniejszym. Wacek zaś, mając pozwolenie dawne, siadł jak na rezydencji.
Micka suponowała, że jej czarne oczy mogły też nie być bez wpływu; z czego daleko domyślniejsza Rózia śmiała się do rozpuku, bo już wiedziała dobrze, o co chodzi...
Wacek polował, jeździł, stękał i siedział.
Z panną Konstancją ani się już mógł rozmówić, unikała go widocznie.
W półtora tygodnia, gdy nikomu, oprócz strukczaszynej, nie był na myśli kasztelanic, ujrzano jego konie — przyjechał... Sędzia się zdziwił bardzo.
— Co u kaduka! czyby ta baba miała istotnie z nim taką konfidencję?...
Gdy dano znać sędzinie o przyjeździe, wbiegła do Kostusi, poczęła ją całować, śmiać się, i zapowiedziała jej przybycie konkurenta. W tej chwili spojrzała na nią, Konstancja, jak trup była blada i drżała jak w febrze...
— Jezu miłosierny! co ci to jest?
Podano wody — ale panna wnet do siebie przy-