Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a Wacek wzdychać począł, i miał począć rozmowę o sobie — zapytała go — o brata.
— Brata mojego niełaska pani wypędziła, — rzekł Wacek — a gdzie i dokąd ona mnie pchnie! to Bogu wiadomo!
Niby nie posłyszała panna Konstancja. Młody Matuski i inni sąsiedzi ciągle ją brali do tańca, a że unikała kasztelanica, szła chętnie z niemi, Wacek ani się mógł docisnąć.
W końcu już zdesperowany, gdy kasztelanic też odjechał zły i kwaśny, stanął Paczura pod oknem, ręce zwiesił tak — patrząc na nią, skamieniał jak posąg. Smutno nań było spojrzeć, tak z twarzy mu biła rozpacz.... i smutek. Już dobrze było późno, gdy zlitowawszy się nad nim panna Konstancja rękę mu podała, wybierając do przetańcowania. Rzucił się, jakby go rószczką czarodziejską dotknięto, poweselał, ale po chwilce rzucono go i znowu został — sam jeden. Gonił oczyma uciekającą, gdy skrzypki jakoś ustały, i panna idąc odpocząć usiadła około niego. Złożyło się tak, iż w blizkości nikogo nie było, coby mógł podsłuchiwać. Mężczyźni poszli się chłodzić na ganku, kobiety z sobą szczebiotały...
— W istocie pana starościna do tej podróży namówiła? — zapytała Konstancja...
— A! panno Konstancjo dobrodziejko, — zawołał Wacek, — alboż mnie do tej podróży namawiać było trzeba? Ja tam w tej pustyni wytrzymać nie mogłem. Wolałbym tu za parobka służyć, niż tam panować...
— Cóżbyś pan na tem zyskał?
— Patrzałbym na panią, — rzekł Wacek.
— Wszak pan słyszałeś, com mu raz mówiła? To się odmienić nie może, — odezwała się poważnie panna Konstancja, — nie może!!
— Pozwól mi pani choć łudzić się i spodziewać.
Zamilkła panna i wachlowała się chusteczką.
— Gdybyś mi pani powiedziała, że inny jest szczę-