Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stary Rewnowski, któremu się na wolnem powietrzu udało to dosłyszeć, huknął tubalnym głosem: — Tylko żyda pobił i stróża..
— Widzisz! — pogroził sędzia.
— Niech śród ziemi pójdę — bodajem skisł — szelma jestem — nie naruszyłem słowa, — krzyknął Hadziekiewicz. Co prawda, to prawda. Żyd się na Parola kijem zamachnął. Żeby on pańskiego, szlacheckiego psa miał bezkarnie poniewierać! — A niedoczekanie jego! Grzmotnąłem i coś się za pejsy potargało... a przecież poszedł o swej sile. Stróż znowu — odpowiadał!! Żebym ja to miał znosić! Chamie ty jakiś! Wlepiłem mu! Cóż to za burda? To burda? to jest sprawiedliwości wymiar — bodaj mnie kaczki deptały — szelma jestem...
Wśród tej wrzawy na ganku, wchodziła prowadzona do domu panna Konstancja, dla której przy mieszkaniu sędzinej, przygotowano, wyświeżono, wykadzono najpiękniejszy pokoik. Nie było tu zbytku nigdzie, nie mogło go być i w nim, ale świeżutko, ładnie i wonno; urządziła go panna Micka. Zaraz też ona, Rózia i sędzina, powiodły tam Kostusię. W ciągu podróży już ona była do swej nowej opiekunki, jak ona do niej przystała. Sędzia był w synowicy rozkochany, sędzina płakała z radości. I na twarz smutnej sieroty wystąpił też promyk wesela. Nie mogła nie odpowiedzieć sercem na tyle dobroci i miłości, na które jeszcze zasłużyć nie miała czasu.
Nim obiad improwizowany podano, musiała panna Konstancja z sędziną obejść cały dom, a nawet zobaczyć kawał ogrodu, który był raczej poczciwym sadem starym, pełnym drzew owocowych, z jedną w pośrodku altaną lipową. Równać się on nie mógł z pięknym owym w Zalesiu, ale też tu wszystko było skromnie i po szlachecku.
Sędzina chcąc sad swój pochwalić, zaręczała że lepszych sapieżanek nigdzie nie było, i że jabłka bursztówki — „chyba równie“ doskonałe rodziły. — Wska-