Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża opieka.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A! gdybym ja też wiedziała doprawdy, co się z nim stało! gdyby! ale zkąd, jak ja o tem wiedzieć mogę? Dziecko ze strachu porwawszy się uciekło... kto wie, gdzie go teraz szukać?
— Jakże się wam zdaje? — niedowierzająco zapytał gość.
— Albo ja wiem! Pana Boga tylko proszę, żeby go od nieszczęścia ochronił: nie wiem nic, doprawdy... Toćbym się z tem przed swoim i przed wami nie kryła, bo wiem, że mu źle nie życzycie...
Gość się zadumał... Zwolna zaczął sprzączki pod opończą rozpinać, wysunął trzos na stół i położywszy go przed sobą, niby się rozmyślał, czy go otworzyć. Baba i Hruzda spojrzeli po sobie. Obojgu jakoś przypomniało się, że gdyby za lat ośm zaległość obliczyć i zboże dorachować, pięknegoby grosza dostali, o jaki w chacie włościańskiej trudno; a jakże się o to upominać, kiedy chłopca nie było.
— Gdybym wiedział, gdzie Janka szukać — przebąknął przybyły — tobym gotów wam dług zapłacić, choć mi to ciężko... Miałem i ja biedy dosyć, a co innego po kilka talarów w rok zbyć, niżeli razem taką sumę oddać... Alebym się zmógł... co robić, co się rzekło, dotrzymać trzeba, tylko mi chłopca dajcie.
Hruzda spojrzał na żonę; ruszyła ramionami baba i fartuchem mokrym niesuchą twarz jakby zakłopotana otarła. — Zkąd, że go wziąć! — odpowiedziała pocichu...
— Ej! babo jakaś uparta! — krzyknął mąż — co ty tak udajesz, a myślisz, że świat zwiedziesz! Ja cię na wylót znam, ty wiesz pewnie, gdzie jest...
— Ale nie wiem! — ofuknęła Hruzdzina.
— Zaklinajże się na Boga — dorzucił mąż...
Kobieta zczerwieniła się z gniewu i porwała na męża.
— Co to ty mnie będziesz do przysięgi pozywał? — odparła głosem wrzaskliwym — alboś to ty sędzia, albo ksiądz? albom to ja wiary niegodna, kiedy mówię, że nie wiem...