Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża opieka.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w progu mężowskiego pokoju. Brzeski leżał, jak wprzódy na łóżku, ale się rzucał i przez sen gadał...
Tekla stanęła jak wryta i słuchała...
Wyrazy, które się z ust spiącego wyrywały, były jakby odpowiedziami na zapytania... milczał chwilę, potem głosem żałości pełnym odezwał się jak winowajca indagowany...
— Krwi nie mam na sumieniu... nie zabiłem go... nie chciałem... Nie zmazałem się krwią niewinną... Panie, ulituj się i przebacz... Winien ten, co mnie do występku namówił, co mnie do tego skusił...
Przebacz, o panie, grzesznej duszy mojej...
I przez sen bił się w pierś, aż jęczało w niej.
— Chcą, żebym im go wydał... Ja wiem, co z nim uczynią. Hurda posadzi go do lochu, i powoli głodem go umorzą... Lecz jakże ja go ocalę... Ty widzisz, Boże, iż mi cięży, com popełnił, a nie chcę grzeszyć więcej... Pomóż mi panie, dźwignij, ratuj! ratuj! ratuj!
Ostatnie trzy wyrazy coraz głośniej wykrzykiwał Brzeski, aż się naostatek zbudził i porwał i siadł na łóżku... W mroku ujrzał stojącą na progu żonę i przeraził się, począł wołać: kto tam? gdzie jestem! gdzie?...
— Uspokój się! przeżegnaj! ja to jestem — odezwała się żona — Bóg z tobą... Co ci jest? męczyłeś się strasznie we śnie...
— I mówiłem co przez sen? — zawołał przelękły Brzeski.
— Powiedziałeś wszystko, coś miał na sumieniu, a o czem ja i tak zdawna wiedziałam — spokojnie poczęła kobieta... Pan Bóg chciał, bym była tu i w porę jeszcze zakląć cię mogła; Adamie, nie gub duszy Twej! błagam cię, umyj ręce od grzechu, zrzecz się spólnictwa z nieprawym... Gińmy lepiej, niżelibyśmy dla marnej godziny na tym świecie zbawienie sprzedawać mieli...
To mówiąc uklękła zapłakana.
— Kobieto — zawołał Brzeski — jeźli wiesz wszystko... powiedzże mi, jak siebie i... dziecko ratować