Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

teraz do Wilanowa, a król sam własnoręcznie rad sadził szczepił i zasiewał.
Ale już w końcu Maja, potrzeba było zaniechać ogrodnictwa i do obozu się udać, w którym król sam wszystkie pułki oglądał z wielką pociechą, gdyż chorągwie były okryte, a rycerstwo bardzo piękne. Działa też i artylerja nigdy nie były tak liczne i dobrze uposażone, dzięki Kątskiemu i francuzom przy nim będącym. Zaswatał się nam też na tę wyprawę ochotnik markiz de Courtanvaut z bardzo wykwintnym dworem, który tu na niego czekał, bo wprzódy brat jego w Polsce przebywał.
Trzech oficerów francuzkich mu towarzyszyło, o których dla tego wzmiankuję że jeden z nich Danville, wdowie Boncourowéj wpadł w oko i ona mu wzajemnie — co mnie od zalecania się oswobodziło — bom nigdy z nikim w zawody się nie puszczał na tem polu.
Znajdą się którzy lepiéj odemnie tę wyprawę opiszą, ja powiem tylko żeśmy ciągnęli nad Dniestr i ku Bukowinie. Wojsko rzekę przebywało pod Żórawnem i Haliczem; poczem weszliśmy Pokuciem ku Bukowinie.
Nieprzyjaciel się nie okazywał aż do granicy Mołdawskiéj i przebycia tych lasów, które się w historyi naszéj takiemi pogromami zapisały. Gdyśmy w pola nareście się wydobyli, zastaliśmy pustynię przed sobą a miasta po drodze noszące ślady wojny i okrutnéj ruiny. Na polach zajałowiałych zboże padaliczne gdzieniegdzie dziko porastało. Oprócz Jass, żywéj duszy nigdzieśmy w pochodzie nie spotkali.
Król po opuszczonych zamkach, małe pozostawiał załogi, na rzekach mosty kazał budować, w przewidywaniu odwrotu. Na drzewie nie zbywało i łatwo przy-