Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nas tu potrzebowali że nie darmo króla wszędzie jako wybawiciela witano.
Nam zdawało się dotąd wszystko sprzyjać, mosty te o które królowi tak chodziło, aby je bez przeszkody mógł wystawić, już na ukończeniu, wojska wyglądały, mimo strudzenia bardzo okazale, z wyjątkiem kilku pułków piechoty, odartych. Jednego dnia na niebie obserwowaliśmy przez kilka minut osobliwą tęczę i jasny pas niby jakiś znak, albo jakby olbrzymią literę, któréj nie było tylko nam komu wytłumaczyć, ale wyglądała ona nie jako groźba, miotła lub rózga, ale jasno i śmiejąco się — co daj panie Boży wszechmogący! wołaliśmy.
Król ciągle dobréj myśli, ale troskliwy, wszędzie zaglądał, o żołnierzy, o konie się kłopotał, rad był nakarmić, napoić a sam mało co jadł i to najwięcéj owoców.
(Z mojego pisania widzicie iż stare konotatki wciągam tu, bom w Krakowie umyślnie sobie papier oprawić kazał dla regestrów i rachunków, przy czem się to i owo notowało).
O książęciu Lotaryngskim, któregośmy też wszyscy ciekawi byli, król ciągle, pomimo jego wytartych butów i „niecnotliwéj peruki” wyrażał się z wielkim szacunkiem. Zaraz po odjeździe, mówił Matczyńskiemu przy mnie:
— Zda się być poczciwy człowiek, i wojnę rozumie bardzo dobrze, a do niéj się aplikuje. Owo zgoła takim go znam, że się z moją fantazją bardzo łacno zgodzi i godzien większéj daleko fortuny.
Ze Stetelsdorfu, o ćwierć mili od mostu, dla przeprawy wojsk z wielkim pośpiechem zbudowanego, bez